FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 Anioł Południa Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu
Autor Wiadomość
Wilhelm
Mędrzec



Dołączył: 24 Paź 2006
Posty: 295
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/10
Skąd: Edinburgh

PostWysłany: Pią 18:27, 20 Lip 2007 Powrót do góry

Juz dawno zamierzalem skorzystac z okazji istnienia tego kacika i umiescic tu cos od siebie. Ale nie bylo jakos okazji. Wreszcie wpadl mi do glowy ciekawy jak mniemam temat, sprezylem sie troche i ... sami ocencie co z tego wyszlo:)

Wiem jak uczulony jestes Orgrimie na bledy ort. i takie tam. dlatego mam nadzieje, ze za duzo bykow nie zrobilem chociaz cienki jestem w tym temacie;)





Anioł Południa

"A oto Pan przechodził.
Gwałtowna wichura rozwalająca góry i druzgocąca
skały [szła] przed Panem; ale Pan nie był w wichurze.
A po wichurze - trzęsienie ziemi: Pan nie był w trzęsieniu ziemi.
Po trzęsieniu ziemi powstał ogień: Pan nie był w ogniu.
A po tym ogniu - szmer łagodnego powiewu.
Kiedy tylko Eliasz go usłyszał, zasłoniwszy twarz płaszczem,
wyszedł i stanął przy wejściu do groty."
1Krl 19, 12-13


Kolejny, trzeci już dzień marszu dobiegał końca, lecz i tego dnia nie dostrzegł niczego co mogłoby świadczyć o bliskości celu. Nie oznaczalo to jednak, że tak właśnie nie było. Niestety nie dało się tego wyczytać z niezmiennego, prawie od początku drogi, krajobrazu. Dobrze zresztą wiedział, że krajobraz nie miał tu znaczenia. No bo jak niby miało by wyglądać... siedlisko? Anioła! No, właśnie. Każda poczwara, czy to szczur czy smok czy nawet tak mało materialna istota jak upiór, wybiera sobie lokum wedle swej natury, którą to naturę znając, nietrudno dom ich wyśledzić. Ale anioł?
Tutaj sprawa się cokolwiek komplikuje. Taki anioł może wszakże mieszkać wszędzie... albo nigdzie. Bo czyż potrzebuje domu w ziemskim tego słowa rozumieniu? Myśl ta w swej prostocie była tak zaskakująca, że aż przystanął. Przez dłuższą chwilę stał nieruchomo, wpatrując się w opadający na, podróżne buty pył. Drobny i lekki, a jednak realny, namacalny, jak trawa, drzewa czy sama ziemia. A anioł?
Chyba po raz pierwszy tak głęboko zwątpił w sens swego zadania. Nigdy dotąd nie zatrzymał się w pół kroku. Ot tak, bez wyraźnego powodu. Mijały sekundy, a on stał jak ten słup wpatrzony w czubki butów, kompletnie zbity z tropu swoim nieoczekiwanym zachowaniem. A co gorsza, gdzieś na horyzoncie myśli zamajaczyła nawet jedna o zawróceniu z drogi. Starość? Kontra Anioł?
Dlaczego właściwie przyjął to zlecenie? Odpowiedź znał wszak doskonale. Nigdzie się nie ruszał dopóki nie przeliczył korzyści i nie oszacował ryzyka, ale w momentach zwątpienia, takich jak ten, dobrze było wszystko jeszcze raz dokładnie przeanalizować. Anioł już tylko dlatego, że mało znany – jako przeciwnik zwlaszcza - był bardzo groźny i niebezpieczny. Ale honorarium, którego i sam król by się nie powstydził, robiło nie mniejsze wrażenie. Nie żeby zaślepiła go rządza bogactwa. Za stary był na to. Znów ta starość, westchnął. Nie, nie bogactwa miał na względzie. Rosły długi i zobowiązania, a i jeść coś wypadało jeśli się nie planowało umierać. Nie zwykł podejmować wyzwania zanim nie zdobył wystarczającej wiedzy jak mu sprostać. Jednak gdy strumień wysycha, nie gardzi się wodą z kałuży. A to była pierwsza kałuża od pół roku z górką, w dodatku z wodą, o dziwo, źródlaną.

Trochę silniejszy powiew szarpnął połą płaszcza i ochłodził twarz wędrowca. Otrząsnąwszy się z zadumy spojrzał najpierw w niebo potem rozejrzał dookoła. Wiatr się wzmagał, słońce kryło się za wiszącymi nisko nad horyzontem cienkimi pasmami chmur. To i tak już pora na nocleg, skonstatował z pewną satysfakcją, lecz nie zmylił czujności sumienia. Zawahałeś się, powtarzało uporczywie, zwątpiłeś, drwiło, chciałeś zrezygnować, śmiało się beszczelnie. Dość! Miał powody. stawał nie raz i nie dziesięć przed niewykonalnymi, zdawać by się mogło, wyzwaniami. Bywał w opałach, przy których piekło to obozowe ognisko. Miesiąc bez wody w palącym słońcu pustyni? Proszę bardzo! Noc w grobowcu z doprowadzoną do pasji strzygą? Nie ma sprawy! Beholderz dziesiątkiem oczu zabijajacy jednym tylko spojrzeniem? Są sposoby! Sam diabeł? Choćby i zaraz! Ale anioł?
To problem natury zgoła innej. Do tej pory anioły wydawały się być kwestią wiary. Istaniły naprawdę czy też nie, były na tyle słabo związane z ziemskim światem, jego światem, że nie było potrzeby zawracania sobie nimi głowy. Jako łowca widywał w swym życiu tak dziwacznie wyglądające, tak wielkimi siłami i strasznymi mocami władające monstra, że niejeden wiedźmak mógłby mu zwyczajnie pozazdrość. Ani szczególnie dziwny, ani wyjatkowo straszny anioł, wyglądał przy nich dość niepozornie. Przynajmniej dopóki pozostawał w sferze wiary. Tyle, że ten był jak najbardziej prawdziwy. Nie przychodził w snach, nie działał porzez znaki i cuda, był zupełnie realny i, o czym zdążył się przekonać, stanowil realne zagrożenie. Dzieki temu z jednej strony problem mógł zostać sprowadzony do być może nieco radykalnego ale jakże ziemskiego, pragmatycznego rozwiązania. Trzeba się go pozbyć. Tylko jak? Dla włodarzy miasta sprawa była prosta. Wystarczy wynająć łowcę, no może nie pierwszego lepszego, dobrego łowcę i problem z głowy. Z drugiej zaś, dotyczącej najemnika właśnie, rzecz nie przedstawiała się już tak bezproblemowo. Bo jakże pokonać anioła? Mieczem go nie ugodzisz, z magii się śmieje. Ręki co prawda na cię nie podniesie. Ale to jeszcze nie powód by o strachu przed nim zupełnie zapomnieć. Bynajmniej!
Broń jego straszliwa i nie ma takiej tarczy na ziemi, która by cię przed nią zasłonić mogła. I choć ran ci otwartych nie zada i na zdrowiu uszczerbku nie poniesiesz żadnego, w mękach potwornych życie upływać ci będzię a śmierć wieczna jawić się wybawieniem.
Wciąż miał w uszach słowa miejscowego medyka, który zawiesiwszy na moment głos dla podniesienia napięcia i wzmocnienia końcowego efektu, złowieszczym szeptem dokończył:
On ci, zwyczajnie... obudzi sumienie...
W pierwszym momencie taką odpowiedź na pytanie o oręż poczytał za dobry znak. Nie taki anioł straszny, pomyślał uśmiechając się w duchu. Lecz rozmowy z bliskimi i sąsiadami nawiedzonych przez anioła a szczególnie spotkania z nimi samymi, szybko uświadomiły mu powagę problemu.Weźmy choćby Alaudo, syna garbarza, który w swoim krótkim życiu nie mógł mieć więcej na sumieniu niż pobożna zakonnica, a którego po spotkaniu z aniołem ledwie odratowali. Chłopak próbował utopić się w pobliskim stawie, wyzywając swych wybawców od sług szatana. I choć życie swe zachował, ojciec nie będzie miał już z niego w interesach żadnego pożytku. No chyba że można mieć jakiś pożytek z głupkowatego uśmiechu nastoletniego szaleńca. Albo taki Hatuzo, w protej lini potomek zubożałego dziś, ale wielce szlachetnego rodu Vernetów, człowiek tak poczciwy, że nawet miejscowe przekupy nie umiały niczego złego o nim powiedzieć, a co złośliwsi śmiali się, że dziewki służebnej we własnym zamku wychędożyć by nie potrafił. Już się nie śmieją bo z nieboczszyka ani chce się ani wypada.

Jednakże tego wieczoru inny problem niż samo starcie z aniołem zaprzątał umysł łowcy. Bo żeby mogło dojść do konfrontacji trzeba go najpierw odnaleźć. Tymczasem po czterech dniach zupełnie nie miał pojęcia jak daleko jest od celu. Co prawda był na taki obrót sprawy przygotowany. Idź na południe, a on sam cię znajdzie, powtarzał każdy pytany drogę. Zgodził się na to, skoro wyruszył. Niemniej sytuacja zaczynała go irytować. Nie tylko, że nie wiedział jak owo miejsce wygląda, ale co gorsza nie miał pojęcia kiedy tam dotrze. Żeby dobrze opracować taktykę takie rzeczy poprostu musiał wiedzieć, jeśli nie z osobistego wywiadu to przynajmniej z wiarygodnych informacji. A tu? Cel był ulotny niczym poranna mgła, dościgły nie bardziej niż koniec tęczy. Znał ledwie kierunek, a i to raczej symbolicznie. Anioł Południa? I co dalej? Nie wiedział o nim prawie nic. Jeszcze rok temu nie podjąłby się takiego zadania, dwa lata wcześniej końmi by go nie zaciągnięto na taką wyprawę. Teraz w ciągu zaledwie paru dni złamał nieomal wszystkie swoje zasady. Dokładnie poznać przeciwnika, zwyczaje, słabe i mocne strony. Dowiedzieć się jak najwiecej o samej kryjówce jak i okolicy, zwłaszcza w przypadku dalekiej wędrówki. Przygotować ekwipunek, broń i siebie na nieprzewidziany obrót sprawy, mieć w zanadrzu conajmniej jeden plan awaryjny. Ale przede wszystkim pod żadnym pozorem i za żadne pieniądze nie strugać bohatera. Tyle, że to były raczej stare dzieje, a wczorajszym żarciem, jak sam zwykł mawiać, się nie najesz.
Coś ostatnio zbyt często zdarzało mu się myśleć o przeszłości, zganił sam siebie i rozejrzawszy wokół jął się szykować na nocny odpoczynek. W zasadzie nie było za wiele do zrobienia. Ognia nie zamierzał rozpalać choćby nawet było z czego. Noce były ciepłe a suchego prowiantu miał jeszcze dosyć. Wszędzie jednakowa równina porośnięta ubogimi kępami na wpół wysuszonej trawy nie zapewniała zarówno opału jak i schronienia, więc wybierając miejsce na postój poprostu siadł gdzie stał, nie zadając sobie nawet trudu rozejrzenia się za jakimś wygodniejszym miejscem. Obok rozłożył derkę, która choć stara i wytarta, wciąż jeszcze dobrze chroniła przed kłującą trawą i rosą nad ranem. Następnie z podróżnej sakwy wyjął kilka sucharów i żując wolno podjął decyzję. Cztery dni, i tylko cztery dni od jutra poczynając, tyle daje sobie na znalezienie anioła. Jeśli czwartego dnia o zachodzie nie osiągnie celu, zawróci. Będzie to pierwszy raz jak porzuci zlecenie w długiej i bogatej karierze, ale jako się rzekło robota jest zupełnie nietypowa.

Piąty dzień rozpoczął się tak samo niesamowicie jak poprzedni. Bezwietrzny, orzeźwiająco chłodny poranek był najlepszą rzeczą jaka spotykała tę krainę i jej nielicznych mieszkańców. Niewielka ilość rosy perlącej się na zmęczonych całodobową suszą łodygach traw robiła naprawdę niezwykłe wrażenie, mieniąc się w promieniach nisko wschodzącego słońca niczym rozsypane drobiny diamentów. Wyrwana z całoddziennej monotonii pustkowia piękna ta chwila nie trwała długo. Słońce i temperatura wznosiły się szybko, w krótkim czasie przywracając okolicy znany, przygnębiający wygląd spalonej słońcem i wysuszonej wiatrem jałowej pustyni.
Łowca nie wydawał się być zainteresowany urokami przyrody. Owszem zwracał uwagę na wszyskie zachodzące w niej zjawiska, ale tylko o tyle o ile miały wpływ na powodzenie wyprawy. Wschód zastał go w marszu, i zanim słońce staneło w zenicie, kiedy to zwykł zatrzymywać się na pierwszy postój, miał już spory szmat drogi za sobą. Nie przejmował się zbytnio, że być może nie nie zbliżył się do celu ani na jotę, że stojac czy siedząc i nie robiąc zupełnie nic zyskałby tyle samo. Wolał iść, bo to był jego żywioł. Owszem potrafił czekać. W tej profesji bez owej umiejętności, paradoksalnie nie zaszedłby zbyt daleko. Ale dopiero idąc, czuł, że nie marnuje czasu. Gdy szedł myślało mu się najlepiej. W marszu dopracowywał szczegóły planu, eliminował słabe jego punkty. Dzięki temu dotarłszy na miejsce już tylko działał, ograniczając myślenie do niezbednego minimum.
Tym razem jednak nie było za bardzo czego dopracowywać. Bo żadnego planu nie było. O aniołach wiedział tyle co przeciętny dzieciak z opowiadań rodziców czy niedzielnych kazań. Słowem przeciwnik był jedną wielką zagadką a on bodajże pierwszą osobą która ma zamiar się z nim zmierzyć zamiast zwyczajnie... pomodlić? Jednego wszakże był pewien. O jakiejkolwiek walce wręcz, podchodach, pułapkach czy podstępach nie mgło być mowy. Walka ta będzie ciężka i wyczerpująca i jak każda inna może skończyć się nawet śmiercią, ale będzie to tylko walka na słowa. Tylko? A może raczej aż. W każdej innej miałby więcej do powiedzenia choć na zdrowy rozsądek powinno być właśnie odwrotnie. Mądrość, inteligencja, spryt nie były wcale jego słabą stroną. W końcu w wielu sytuacjach bardziej na nich polegał niż na sile ramienia. Ale anioł!
Zanim jeszcze wyruszył, tuż przed świtem, starym zwyczajem, przez lata zmienionym w codzienny rytuał, skrupulatnie sprawdził ekwipunek. Zważywszy przeciwko komu miał być użyty, wyglądał nad wyraz załośnie.Adamantytowa sieć być może i dobra na nieumarłych, a nasycona dodatkowo wyciągiem z wężokrzewu, w sprzyjających warunkach mogąca nawet unieruchomić co pomniejsze upiory, w tym wypadku nie nadawała się nawet na plan awaryjny numer pięć. Szczelnie zamknięte fiolki specjalnej mieszanki sproszkowanego ziela mandaryńskiego i niewielkiej ilości skrystalizowanego antrytu, która w krótkiej chwil po zetknięciu z powietrzem zmieniała się w kleistą maź nad podziw skutecznie pozbawiającą zdolności lotnych wszelkiego rodzaju pierzastych stworzeń, mogły w pierwszej chwili wydawać się całkiem na miejscu, ale wystarczyło przypomnieć sobie przeciwko komu ma być zastosowana by wzbudziła raczej uśmieszek politowania niż uśmiech aprobaty. Nie mniej te i kilka innych mniej lub bardziej egzotycznych, kosztujących nierzadko fortunę elementów wyposażenia poprawiały przynajmniej samopoczucie. Bo chociaż pożetyk z takiej broni pewnie żaden, nie wyobrażał sobie by mógł stanąć przeciwko komukolwiek lub czemukolwiek z zupełnie pustymi rękami.
Większą część przedpołudniowego etapu, jak codzień, poświęcił na szlifowanie bardziej przydatnego oręża – mianowicie słowa. Wciąż jednak nie był zadowolony. W każdym ataku zaraz dostrzegał rysy i peknięcia oraz łatwą do odgadnięcia ripostę. Żadna obrona z kolei nie wydawała się na tyle pewna i skuteczna by przynajmniej na chwilę zbić z tropu przeciwnika. Popołudnie dla odmiany spędził na bezskutecznym rozmyślaniu o motywach postępowania anioła. Jeszcze raz stanęli mu przed oczami dotknięci swoistym przekleństwem mieszczanie i olkoliczni wieśniacy. Co prawda bogobojność i pobożność wzrosła w tym czasie niesłychanie. Przy wieczornych nabożeństwach miejscowy kościół pękał w szwach, a biedny wikary popadł w stan permanentnego przemęczenia, próbując podołać nieprzerwanemu strumieniowi petentów. Ale wszystko to kosztem szaleństwa a niejednokrotnie samookaleczenia i targnięć na własne życie tych licznych szczęśliwców, których spotkał ów zaszczyt obcowania z aniołem. Być może takich metod nie powstydziłby się ogarnięty szaleństwem idei inkwizytor, ale anioł?
Wieczorem na ogół zrywał się niewielki wiatr przynosząc ulgę zmęczonej wielogodzinnym skwarem równinie. Dziś nie był niewielki. Ulgi żadnej nie przynosił. Sypał miałkim piaskiem w oczy, szarpał odzieniem, natychmiast zwiewał wszystkie drobne nieopatrznie pozostawione przedmioty. A i te trochę większe z równym powodzeniem. Miał okazję przekonać się o tym po wcale nie krótkiej pogoni za własnym kapeluszem. Całe zajście musiało wygladać dość komicznie w oczach przypadkowego obserwatora. Rosły mężczyzna w sile wieku uganiający się po łące niczym jakiś podlotek za motylem. Ale jemu nie było do śmiechu. Już nawet wiatr zabawia się nim jak kot myszą a co dopiero taki anioł?

Ranek dnia szóstego nie przypominał niemal w niczym żadnego z porzednich. Owszem, nie było wiatru. Owszem, rosa wprawiała w zachwyt swym dziamentowym blaskiem jak codzień. Tyle, że trawa na której osiadła nie miała nic wspólnego z wczorajszą wyschniętą zbieraniną porostów i kłujących badyli. Kłuła dla odmiany soczystą zielenią w oczy i przyprawiała świeżym zapachem o zawrót głowy. Poza tym zmieniło się zupełnie wszystko. Równina przestała być pustkowiem, a stała się zielonym ogrodem czy parkiem z rozłożystymi dębami i starymi bukami. Ze strzelistymi topolami, okazałymi klonami, jesionami i kwitnacymi kasztanowcami. Przestała być nawet równiną. Niewielka dolina z ukrytym gdzieś w bujnej trawie kojąco szumiącym strumieniem, pełna radosnego śpiewu ptaków, zapachów i kolorów kwiatów zdawała się mówić: Witamy w raju!
A zatem to tutaj, a raczej to już, poprawił się. Tak jak mówiono, on sam cię znajdzie.
Anioł siedział na porośniętym mchem niewielkim głazie odwrócony bokiem i lekko tyłem. Spoza osłaniającego niemal całą postać skrzydła nie można było dostrzec rąk ani twarzy, ale sprawiał wrażenie czymś zajętego.
- Nie taki anioł straszny, co? - Nie odwracając głowy, zagadnął Anioł, przywołując pierwszą o nim opinię łowcy. Mężczyzna spróbował podnieść się z czworaków. Swoją drogą nie pamiętał jak i kiedy znalazł się w tej dziwnej pozycji. Wstawał powoli by zyskać trochę czasu na znalezienie dobrej odpowiedzi. Został zaskoczony i musiał szybko zorientować się w sytuacji. Niestety wstawał powoli również dlatego, że wyczerpanie nie pozwalało mu szybciej dokonać tej niespodziewanie trudnej sztuki. Prostując z wysiłkiem plecy i walcząc z bólem mięśni, nóg, ramion a nawet brzucha, musiał przytrzymać się pnia pobliskiego drzewa by nie upaść. Z trudem łapiąc powietrze czuł się jak zagoniony na śmierć zbieg. W głowie miał pustkę. Ale skąd ta obezwładniająca ciało i umysł niemoc? I za nim kolejna myśl zdążyła zakiełkować w umyśle, dostał odpowiedź.
- Nie jesteś dla mnie żadnym wyzwaniem. – Głos anioła choć cichy i spokojny miał w sobie coś demonicznego, coś co jeżyło włosy na karku i przyspieszało bicie serca. Sprawiał, że człowiek zaczynał się bać każdego następnego słowa. Bo głos anioła miał siłę sprawczą. Mężczyzna osunął się na trawę, nie miał już siły nawet stać przytrzymując się drzewa. Oddech zamienił się w żęrzenie. Przegrał. Przegrał zanim walka w ogóle się rozpoczęła. Ostatkiem sił spróbował sklecić choć zdanie.
- Nie przyszedłem... walczyć... - wychrypiał.
- Owszem, przyszedłeś zabić.
- Nie da... się... przecież – przerwy między słowani stawały się coraz dłuższe - zabić... anioła.
- A sumienia? - Punkt dla anioła. Sądził, że nie miał z tym problemu. Ale ostatnie sny świadczyły przeciw niemu? Koszmarne obrazy pełne wykrzywionych bólem twarzy nawiedzały go coraz częściej. A on znał te twarze, zbyt dobrze je znał.
- Ja... nie mam... sumienia... - spróbował jeszcze choć wiedział, że to na nic.
W przeciągu zaledwie jednej sekundy ciemność wyssała całe światło z raju a sam ogród zamienił się w złowrogą pustynię. Wiszący kilkanaście centymetrów nad ziemią upiór emanował wewnetrzym światłem wtłaczając słowa wprost do umysłu człowieka.- Jaaa! Jestem! Twoim! Sumieniem! - Falujące w dziwnym tańcu włosy okalające pozbawioną oczu i ust demoniczną twarz oraz szarpane widmowym wiatrem podarte szaty dopełniały obrazu niewypowiedzianej grozy doprowadzającej biedną ofiarę na skraj szaleństwa.
- Wybacz, wiem że nie kopie się leżącego, ale nie mogłem się powstrzymać. - Już normalnym głosem, znów siedząc na kamieniu w kapiącym zielenią ogrodzie, kontynuował anioł. Łowca nie próbował już się podnosić. Zlany zimnym potem i ciepłą uryną zastanawiał się jedynie czy anioł pozwoli mu umrzeć już tu i teraz, czy najpierw... otworzy sumienie. Zresztą po tym co przed sekundą zobaczył, gdy ten zaledwie mu je uchylił, nie miał złudzeń, że wyjdzie na jedno. Różnica sprowadzi się tylko do tego czy będzie to smierć szaleńca czy pokonanego i upokorzonego ale w miarę normalnego człowieka. Ostatnia myśl jaka pojawiła się w rozbitym umyśle zrodziła się z czystej ludzkiej ciekawości. Ciekawości która okazała się bardziej odporna niż wszystkie inne mniej lub bardziej szlachetne pobudki kierujące ludzkim postępowaniem.
- Dlaczego to robisz? - zapytał bezgłośnie wiedząc już, że nie musi mówić by anioł go słyszał – W końcu jesteś Aniołem, co z twoim sumieniem? Kto jest sumieniem anioła? - Myśli pędziły jak szalone, tyle że było już za puźno. Wreszcie zadał właściwe pytanie, tyle że dla niego nie miało to już znaczenia... chociaż...
Anioł znieruchomiał.
Wolno podniósł głowę ukazując długie jasne loki iście anielskich włosów.
Lekki wietrzyk właśnie się zrywał.
Obracając się powoli w stronę człowieka wyrzucił ostatni płatek.
- Przyjdzie... – powiedział pozbawionym wyrazu głosem, a łagodny powiew delikatnie muskał ich twarze.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Wilhelm dnia Pon 22:35, 30 Lip 2007, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Orgrim
Mędrzec Imperium



Dołączył: 16 Lut 2006
Posty: 623
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/10
Skąd: z Azaram

PostWysłany: Pią 23:31, 20 Lip 2007 Powrót do góry

Wilhelm - wybacz, dziś nie mam mocy, ale postaram się przeczytać jutro z rana Wink

P.S.
nie wierzyłem, że ktos tu jeszcze czasem zagląda Razz
szacunek - i czekaj na mój komentarz Wink


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wilhelm
Mędrzec



Dołączył: 24 Paź 2006
Posty: 295
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/10
Skąd: Edinburgh

PostWysłany: Pon 22:32, 30 Lip 2007 Powrót do góry

Widzę, że opowiadanka chyba ostatnio nie w cenie;) Albo to jest tak benadziejne, że nawet nie warte komentarza:) Napiszcie cokolwiek (nawet bez czytania Wink ), naprawdę zniosę każdą krytykęWink


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Dragnar Firestorm
Mędrzec



Dołączył: 14 Wrz 2006
Posty: 201
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 14 razy
Ostrzeżeń: 0/10
Skąd: Piekary

PostWysłany: Wto 3:50, 31 Lip 2007 Powrót do góry

przyznam szczerze nie przeszedłem przez całość...ale z tej części którą przeczytałem ( połowa ) to muszę powiedzieć że coś tam w tobie siedzi z pisarza ale to taki trochę (bardzo) nieoszlifowany diament Wink Ćwicz Wilhelm...


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wilhelm
Mędrzec



Dołączył: 24 Paź 2006
Posty: 295
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/10
Skąd: Edinburgh

PostWysłany: Śro 19:04, 01 Sie 2007 Powrót do góry

Dzięki Dragnar przynajmniej za próbę zmierzenia się z mymi wypocinami Smile
Ale nie przeszedłeś bo takie marne pisanie czy historia nie ciekawa? Chociaż nie wiem co z dwojga złego gorsze Wink Nie no, raczej jednak to pierwsze, bo sepleniący bajarz najciekawszą historię potrafi rozwalić Smile

A no i chciałbym również twojej opini wysłuchać Orgrimie jako zaprawionego w bojach pisarstwa Wink Jeśli znajdziesz kiedyś tam chwilkę.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Orgrim
Mędrzec Imperium



Dołączył: 16 Lut 2006
Posty: 623
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/10
Skąd: z Azaram

PostWysłany: Śro 21:35, 01 Sie 2007 Powrót do góry

Wilhelmie - muszę przyznać Ci moje szczere gratulacje...

z mojej strony wielkie brawa - bardzo mi sie podoba, chociaż odrobine racji przyznaję tez Dragnarowi, jako że pierwsza połowa opowiadania może znużyć, jednak na tyle intrygująco to napisałeś, że chciałem dokończyc czytanie.
Nie zawiodłem się. Smile

Poprowadziłeś to bardzo spójnie i błyskotliwie, bardzo fajnie posługujesz się językiem, a kilku literówek które sie tam znalazły nie sposób zaliczyć do braków warsztatowych Smile
Nieco odrębną sprawą jest interpunkcja, ale mnie ona też nieco problemów w dalszym ciagu przysparza, więc nie wypowiem się... Wink

Ogólnie muszę przyzna, że bardzo pozytywnie mnie zaskoczyłeś poziomem tego opowiadania. Oby tak dalej Smile


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wilhelm
Mędrzec



Dołączył: 24 Paź 2006
Posty: 295
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/10
Skąd: Edinburgh

PostWysłany: Czw 18:09, 02 Sie 2007 Powrót do góry

Dzięki Orgrim Smile

To co prawda nie jest pierwsza moja próba mierzenia się z pisaniem, ale pierwsza doprowadzona od początku do końca Smile Dlatego mimo wielu niedociągnięć jestem nawet dumny z tego opowiadanka Wink Skromny jestem co? Very Happy

Czytam swoje wypociny i poprawiam z piećdziesiąt albo i więcej razy, i za każdym razem coś mi się nie podoba, więc poprawiam i poprawiam, i poprawiam. W końcu zaczynam poprawiać poprawki, bo też okazują się nagle do bani:) i najczęściej zanim dotrę do końca vena mnie opuszcza i daję sobie spokój Smile

W tym też, wciąż jeszcze dużo rzeczy mi nie pasi, jest kilka zdań potworkówSmile, zbyt przeładowanych lub tak zagmatwanych, że tylko ja wiem o co chodzi:)
Ale mimo wszystko postanowiłem wydobyć je na światło dzienne, żeby nie skończyło jak kilka poprzednich moich próbSmile

Dzięki wam uświadomiłem sobie jeszcze jeden mój problem. Przeczytałem jescze raz (żeby tylko! jeszcze z pięć razy) to opowiadanko pod innym kontem i... I rzeczywiście muszę przyznać, że na początku przynudzam:) To wina tego fajnego posługiwania się językiem Smile Rzeczywiście lubie nietypowo podchodzić do całkiem typowych nieraz sytuacji, ale tak się w tym zapominam, że nie zauważam, że zaczyna siadać budowanie napięcia albo wręcz zupełnie odbiegam od tematu no i efekt jest jaki jest:)

W każdym razie nie jest to moje ostatnie słowo i musicie się liczyć, że jeszcze kiedyś was pomęczę moją wizją literatury pięknej Wink


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Orgrim
Mędrzec Imperium



Dołączył: 16 Lut 2006
Posty: 623
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/10
Skąd: z Azaram

PostWysłany: Czw 19:07, 02 Sie 2007 Powrót do góry

be my guest ^^

ja tam chetnie poczytam i zrecenzuję - do czego zapraszam i Ciebie pod kątem moich wypocin Wink


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
 
 
Regulamin