FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 12. POŚRÓD RUIN I MROKU, CZYLI TRUDY PRZEBUDZENIA Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu
Autor Wiadomość
Orgrim
Mędrzec Imperium



Dołączył: 16 Lut 2006
Posty: 623
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/10
Skąd: z Azaram

PostWysłany: Śro 10:39, 02 Sie 2006 Powrót do góry

* * *

rozdział 4
"BURSZTYNOWA WIEŻA"

* * *

Pośród głuchych majaków nieświadomości drżało dźwięczne, rytmiczne echo nieubłaganie odmierzającej upływ czasu wody. Raz po raz, z monotonną systematycznością kryształowe krople odrywały się od oszronionego wilgocią sklepienia, by po krótkiej podróży z pluskiem zniknąć w odmętach kałuży, lub cicho roztrzaskać się na kamiennej posadzce.
Grobowy chłód i stęchłe piwniczne powietrze powoli zaczęły nabierać kształtu i znaczenia w powracających do przytomności zmysłach. W nozdrzach zarysował się wyraźny zapach wilgoci i zgnilizny, nieco otrzeźwiając nieobecny umysł.
Do plusku cieknącej wody stopniowo dołączały inne, dopiero wyłaniające się z głuszy niebytu dźwięki. Ciężkie, nerwowe sapanie przeplatało się z wyciem wiatru krążącego po wąskich korytarzach, a także łagodnym szmerem wpadającej przez otwór w sklepieniu mżawki.
Otwór... Coś zamajaczyło w pamięci. Jakaś zagubiona myśl zawirowała w bezwładnym umyśle. Zaczęła się formować i nabierać kształtu. Otwór – powracające wspomnienie ostatniej chwili świadomości rozbudziło w całym ciele odrętwiający ból. Ból, który przenikając wszystkie kończyny uzmysławiał ich obecność oraz umacniał w pamięci obraz zapadającego się placu i upadku w ciemność.

Daemar nieznacznie poruszył dłonią, co zaowocowało silnym skurczem ranienia, promieniującym na klatkę piersiową i plecy. Jęknął cicho, próbując złapać głębszy oddech. Czuł, jak krew szaleńczo pulsuje w jego skroniach. Nie miał siły, by się ruszać. Świat wirował mu przed oczami.
Nie wiedział, jak długo leżał. Było ciemno. Niebo zasnute grubymi chmurami, widniejące przez dziurę w sklepieniu, nie pokazywało ni gwiazd, ni księżyca, tylko smolistą czerń spowijającą świat. Tak czarną, jak czarne były teraz myśli maga.
Co z powierzonym mu zadaniem? Co czeka Eltar, jeśli nie uda mu się dotrzeć do Kolen Sirnu? Nie wiedział. Na razie nie wiedział nawet, czy w ogóle zdoła się podnieść. Leżał tak jeszcze przez jakiś czas, dopóki nie odzyskał ostrości widzenia, a świat nie przestał się kręcić. W końcu udało mu się zebrać na wysiłek i oparłszy ciężar na ramionach, zaczął się podnosić. Przenikliwy ból barku z całym okrucieństwem uzmysłowił mu, że chwytanie w pełnym galopie tęgiego krasnoluda i wciąganie go na koński grzbiet, może okazać się nadmierną brawurą oraz mieć wyjątkowo nieprzyjemne konsekwencje dla kogoś, kto tak znacznie owemu krasnoludowi ustępuje tężyzną.
Usiadł i przyciskając do brzucha obolałe ramię, które zdiagnozował jako zwichnięte, spróbował ogarnąć wzrokiem miejsce, w którym się znalazł. Była to dość przestronna kamienna komnata. Coś na kształt piwnicy, lub lochu. W najwyższym punkcie łukowatego sklepienia, wznoszącego się w górę na dobre dwadzieścia stóp, widniał pokaźnych rozmiarów otwór.
Mijające stulecia, woda oraz przenikające wszędzie warkocze korzeni na tyle osłabiły całą konstrukcję, iż dodatkowy ciężar okazał się zbyt wielkim do udźwignięcia. Sklepienie zawaliło się wypełniając pomieszczenie gruzem i więżąc ich pod ruinami.
Nagle Daemar spostrzegł niewielkie poruszenie wprost pod otworem w miejscu, w które trafiał drobny strumyk, znajdujący ujście w owej dziurze po środku placu. Pośród sterty kamieni w płytkiej kałuży leżał ciężko dyszący Askor.
Jego widok ścisnął serce maga. Koń leżał pośrodku rozległej kałuży wody zmieszanej z krwią sączącą się z ran. W grzbiecie i udach tkwiły drzewce strzał. Nienaturalnie powyginane nogi dawały świadectwo wyjątkowo bolesnego zetknięcia z podłożem. Resztki spienionej śliny pokrywały pysk zwierzęcia, a gasnące, przepełnione cierpieniem oczy świdrowały duszę prosząc o ulgę w cierpieniu.
-Askor!... – jęknął cicho mag. Powstał i chwiejnym krokiem dotarł do leżącego wierzchowca. – Przyjacielu... – pogładził go czule po pysku.
Zwierzę nie reagowało. Nie miało już sił. Było zbyt wycieńczone. Musieli leżeć w tym podziemiu długo - znacznie dłużej niż mag początkowo przypuszczał.
-Ma pogruchotane nogi. – jego uszu doszedł niski głos Thurgona, zwielokrotniony przez echo otaczających murów. – Nic już z niego nie będzie.
Daemar wiedział o tym. Zdawał sobie dobrze sprawę, jednak mimo to odruchowo przyjrzał się pozycji, w jakiej leżał koń, jakby szukając zaprzeczenia słów krasnoluda. Nieznalazłszy ich ponownie zapatrzył się w czarne, półprzymknięte oko, błędnie wodzące po ciemnym sklepieniu.
-Byłeś mi druhem... – szepnął głaszcząc Askora po szyi. – Obyś znalazł swoje miejsce w Ogrodach Enyany...
Thurgon podszedł bliżej i przykucnął obok maga. Ostrożnie pogładził zwierzę po boku. Obaj milczeli. Daemar podniósł głowę. Wymienili porozumiewawcze spojrzenie. Krasnolud nie musiał odpowiadać. Obaj wiedzieli, co należy uczynić. Mag powstał i odsunął się nieco pozostawiając ich samych. Zamknął oczy, ale mimo to w umyśle widział młot wznoszący się do zadania ciosu.
Dudniący odgłos uderzenia rozszedł się po lochu i zawisł powtarzany niekończącym się echem uśpionych korytarzy. Nerwowy, charkotliwy oddech Askora ucichł i zatrzymał się, pozostawiając w ich uszach jedynie dźwięczne, rytmiczne echo nieubłaganie odmierzającej upływ czasu wody...

* * *

-Erimowie nie mają wstępu na teren tych ruin... – odparł Thurgon na pytanie maga, układając kolejny kamień na stercie skrywającej ciało Askora. – Po zdobyciu i zniszczeniu miasta nasi Mistrzowie Run opieczętowali je, zamykając Erimom wstęp w ich obrys. Stąd wiedziałem, że tu będziemy bezpieczni. To potężne, prastare runy...
-Czyli nie wystarczyło wam zniszczenie całego miasta – przerwał mu Daemar oparty o ścianę nieopodal – musieliście jeszcze uniemożliwić im jego odbudowę. Zaiste, gniew krasnoludów potrafi przekroczyć granice rozsądku. – podsumował półgłosem kręcąc z niedowierzaniem głową.
-To była zemsta, magu, nie zwykła wojna. Zamordowali Dainora, jedynego syna Dorghara zwanego Mściwym, następcę tronu w Ghurdur. Zerwali nić jednego z najznamienitszych rodów królewskich wśród synów Khazadara. To nie mogło być im wybaczone. – Thurgon przerzucił kolejny kamień. – Nie mogliśmy pozwolić im odbudować miasta, tak jak nie mogliśmy przywrócić życia Dainorowi.
-Pokrętna logika... – skomentował z dezaprobatą Daemar. – Dzięki temu wojujecie nieprzerwanie aż po dziś dzień. Ileż to już wieków, Thurgonie? Jak długo przelewacie bezsensownie krew?...
-Zemsta jest łaską zesłaną nam przez Korra. – zatrzymał się i spojrzał z wyrzutem na starca. – Jest także obowiązkiem. Nikomu nie wolno bezkarnie mordować synów Khazadara, a Erimowie robią to z prawdziwie oślim uporem. – splunął i powrócił do układania kamieni. – Po skończeniu bitwy o Wanhost i zaprzestaniu walk, zajęli się napadaniem i niszczeniem naszych karawan. Mordowali naszych kupców handlujących z Aneratem i innymi królestwami wschodu. Grabili także tych, którzy do nas zmierzali z towarami... Niemal całkowicie odcięli Azaram od wschodnich krain. Handel z zachodnimi był znacznie mniej opłacalny. Dorgadzcy kupcy liczyli sobie krocie za swoje towary, jako że niby przeprawa przez wąwóz była trudna i niebezpieczna. A trzeba mieć co do gęby włożyć, bo żelazem ani złotem się nie naje... Ciężkie to były czasy – westchnął. – Dużo z nas odeszło tedy do Imperium Ankhalionu. Wiele krwi nam napsuli, przeklęci Erimowie. – zamyślił się oparłszy nogę na kamieniu. Przetarł czoło zroszone przez wpadającą do komnaty mżawkę i przypomniawszy sobie o obecnej sytuacji, wycedził przez zaciśnięte zęby - ...A mnie cztery dziewki z gołymi dupami pogoniły dziś kota. Pięknie! Po prostu pięknie. Chwała Zhurowi, że ze wstydu od razu się pod ziemię zapadłem...
Te słowa przywołały lekki uśmiech na twarz Daemara. Pomimo trudnej sytuacji, w jakiej przyszło im się znaleźć, Thurgonowe rozterki na temat dumy ewidentnie poprawiły mu humor.
-Nie biadol, Thurgonie. Grunt, że wciąż żyjemy. Musimy pomyśleć nad wydostaniem się stąd. Podziemia Qorionu to miejsce, o którym niestety nie wiem zbyt wiele...
-Ja także. – odparł beznamiętnie brodacz. – Ale będę wiedział.
-Skąd? – zdziwił się mag.
-Jestem krasnoludem. Wszystko, co pod ziemią, ma wejście i wyjście, które każdy krasnolud znaleźć potrafi.
-Istotnie, nie da się zaprzeczyć...
Po niezbyt długiej naradzie, w której mag dowiedział się o swoim kompletnym braku pojęcia na temat wszelkiej maści lochów i podziemi, wybór korytarza pozostawiony został intuicji krasnoluda. Sam Daemar natomiast, rozmasowawszy nieco ramię, postanowił pogrążyć się w krótkiej medytacji.
Usiadł na skrzyżowanych nogach i oparł się plecami o ścianę. Lewą ręką przycisnął obolałe ramię do piersi i uspokoiwszy oddech zastygł w bezruchu. Trwał tak przez pewien czas, który Thurgon wykorzystał na przeprowadzenie rozpoznania i wybór właściwej drogi.
Gdy Daemar odnalazł w umyśle to, czego szukał, powstał i dobywszy swego miecza zaczął nim kreślić znaki na posadzce. Wokół niewielkiego okręgu rozmieścił trzy symbole runiczne, czwarty wpisał w środek. Thurgon, który przyglądał się temu z umiarkowanym zainteresowaniem, znał tylko ten umieszczony wewnątrz okręgu – runę ZOR służącą do uruchomienia zaklęcia. Dwie z pozostałych kiedyś gdzieś widział, ale nie znał ich znaczenia. Ostatnia była mu całkiem obca, ale w najmniejszym stopniu się tym nie przejmował, gdyż znajomość i umiejętność posługiwania się słowami run była domeną kapłanów Zhura – krasnoludzkich Mistrzów Run, nie zaś jego.
Daemar wszedł do środka okręgu, cicho odczytał słowo i rozłożył ręce na boki. Stał tak przez chwilę, podczas której... nie stało się absolutnie nic!
-Na wszystkie sny Ontaora! Wiedziałem! – parsknął gniewnie, co wywołało u Thurgona lekko drwiący rechot. – Cóż za głupiec ze mnie...
Wyskoczył z wyrysowanego okręgu, starł nogą jeden z symboli, a w jego miejsce narysował nieco inny. Następnie ponownie wskoczył do środka, ponownie odczytał utworzone słowo i ponownie rozpostarł ręce.
Tym razem coś się jednak stało. Znaki na podłodze zapłonęły złotym światłem, które po chwili ogarnęło całą postać maga. Zaczęło ją przenikać i przemierzać od stóp, do głów oraz do najodleglejszych koniuszków palców. Skoncentrowało się w prawym ramieniu, rozbłysło gwałtownie i znikło.
Daemar ostrożnie rozmasował mrowienie w barku oraz upewnił się, że dolegliwości ustały. Podniósł leżący nieopodal kostur i oznajmił, iż jest gotowy do drogi. Wkrótce zebrali swoje juki i ruszyli wąskim korytarzem, wspomagani rozpraszającym mrok światłem kostura.
Grube, obciążone kurzem strzępiaste pajęczyny falowały pod kolebkowymi sklepieniami korytarza, targane podmuchami zimnego wiatru. Uparcie oblepiały szaty, wczepiały się we włosy i przywierały do nieosłoniętej skóry, pozostawiając uczucie nieprzyjemnego swędzenia. Kapiąca zewsząd i spływająca po ścianach woda tworzyła pod nogami prawdziwe rozlewiska kałuż i bajor, uniemożliwiające przejście dalej suchą stopą. Wprawdzie większość nie była zbyt głęboka, jednak pojedyncze przypadki sprawiały, iż szli po kolana umorusani czarnym, gliniastym błotem.
Z najciemniejszych zakamarków złowrogo wyzierały małe, świecące oczka nietoperzy. Wokół szczury goniły po walających się wszędzie kościach, tak zwierzęcych, jak i tych bardziej ludzkich. Skakały po czaszkach, żebrach i piszczelach spoczywających tu wiecznym snem wojowników, ich żon i dzieci. Po zardzewiałym i połamanym orężu, którego właściciele od wieków nie dzierżą już w dłoniach. Po reliktach tragicznego losu miasta i jego ludu...



-------------------------- ZOBACZ WSZYSTKIE FRAGMENTY -------------------------------


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Thornvall
Mędrzec Imperium



Dołączył: 08 Lut 2006
Posty: 624
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/10
Skąd: Północne Krainy

PostWysłany: Czw 15:18, 03 Sie 2006 Powrót do góry

Dobrze umiesz budować Orgrimie nastrój - zwłaszcza ten z koniem... tylko nie wiem skąd Thurgon sie nagle wziął - chyba ocknął się przed magiem - wnioskuję.

Tylko jeszcze jedno - narysował kilka run na ziemi, co zaowocowało uzdrowieniem ręki - tak zrozumiałem. Dlaczego zatem nie znał odpowiedniego czaru na uratowane swojego przyjaciela... No może to głupie pytanie, ale mimo wszystko, nawet bardzo nie rozmyślał z tego powodu (a co dopiero rozpaczał), że jako mag nie mógł pomóc swemu wierzchowcowi...


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Orgrim
Mędrzec Imperium



Dołączył: 16 Lut 2006
Posty: 623
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/10
Skąd: z Azaram

PostWysłany: Czw 15:44, 03 Sie 2006 Powrót do góry

trafne spostrzeżenie, ale u mnie z runami jest tak, że zakres ich działania jest w sumie mocno ograniczony a ich działanie jest przede wszystkim destrukcyjne (z małymi wyjątkami - jak widać w tym fragmencie)
poza tym Daemar nie jest specem od run - to tylko jeden z rodzajów magii, który jest najbardziej 'wymuszony' i nienaturalny. Daemar mało sie na tym zna i (jak było widać) nie wszystko pamięta.
Pozostałe dziedziny magii mają mało wspólnego z leczeniem (raczej do tego służą zioła itp.), ale o tym bedzie jeszcze nie raz mowa w powieści Wink


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Thornvall
Mędrzec Imperium



Dołączył: 08 Lut 2006
Posty: 624
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/10
Skąd: Północne Krainy

PostWysłany: Czw 18:32, 03 Sie 2006 Powrót do góry

A... no i wszystko jasne Very Happy

Widzisz - szkoda zatem, że nie dałeś jakiegoś fragmentu, który by bardziej charakteryzował Daemara i to w czym sie specjalizuje. Jendak wnioskuję, że skoro o tym wspomniałeś, to albo takie fragmenty są już spisane, ale nie opublikowane na forum, albo rozwijają się wciąż w Twojej głowie i już w całości wszystko to będzie jak w szwajcarskim zegarku Wink


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Orgrim
Mędrzec Imperium



Dołączył: 16 Lut 2006
Posty: 623
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/10
Skąd: z Azaram

PostWysłany: Czw 19:16, 03 Sie 2006 Powrót do góry

taką mam nadzieję...
najwięcej prawdy jest w możliwości ostatniej, ale na szczęście nie jest to 100% prawda Wink


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wulfgar
Klanowy Mędrzec



Dołączył: 10 Lut 2006
Posty: 453
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/10
Skąd: Midirhielm

PostWysłany: Wto 16:21, 03 Paź 2006 Powrót do góry

zieew daj spokuj nic więcej nie wymyślisz nie można przekroczyc granicy swietności Razz genialne Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Orgrim
Mędrzec Imperium



Dołączył: 16 Lut 2006
Posty: 623
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/10
Skąd: z Azaram

PostWysłany: Wto 23:49, 03 Paź 2006 Powrót do góry

he he he he he :]

ale można sie dalej rozwijać Wink


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
 
 
Regulamin